Nie, w tej notce nie uświadczycie żartów z nazwiska ministry. Gdy piszę poniższe, wcale nie jest mi do śmiechu.
Dla Joanny Muchy zarzuty NIK to ,,burza w szklance wody". No cóż, jeżeli dla kogoś kilka milionów publicznych pieniędzy to nic takiego, to brak słów.
Państwo nie powinno zajmować się stadionami. Sport to nic innego jak część entertainment, rozrywki i jako taki powinien podlegać tylko i wyłącznie prywatnej i/lub oddolnej inicjatywie. Rola państwa (w tym samorządów) odnośnie sportu powinna zaczynać i kończyć się na w-f w szkołach, orlikach oraz reprezentacji olimpijskiej. I tyle. Większe zaangażowanie w takie czy inne sprawy trącą totalitaryzmem. Ergo ministerstwo sportu i państwowy stadion są bez sensu. Ale skoro już istnieje wspomniane ministerstwo, to warto chociaż żeby pieniądze były wydawane jako tako zgodnie ze statutowymi obowiązkami. Dotowanie za grube miliony komercyjnego show na państwowym stadionie rozrywkowym to już bezsens do kwadratu.
Gdybym był premierem, NIK byłby jednym z najczęściej używanych instrumentów i chyba jedyną instytucją państwową, którą nie czekałyby cięcia kadrowe. Jest to przydatny organ do wtórnej kontroli różnych procesów jakie dzieją się w państwie, w tym zwłaszcza w administracji państwowej. Tylko, że żeby z czegoś korzystać, trzeba mieć wolę do korzystania z tego czegoś. A Tusk takowej nie ma.
Pewnie ktoś wpadnie na pomysł petycji pisania do aktualnego premiera, aby zdymisjonował Muchę. Tylko, że Tuska interesują bardziej rozgrywki polityczne, a nie to jak ludziom podoba się lub nie podoba dany minister. Nawet ostrzeżenia wobec swoich ministrów, wcale nie muszą przekładać się jakoś realnie na dymisje, czy ich dalszą drogę polityczną itd. - tu wystarczy wspomnieć chociażby o przykładach Aleksandra Grada, czy Cezarego Grabarczyka.
To co zamiast tego proponuję? Jak już to większy sens miałoby promowanie, że gdziekolwiek Joanna Mucha wystartuje w kolejnych wyborach, żeby nie głosowano na nią.
