Pracując za granicą spotkałem się, że tak wyrażę się z dwiema szkołami walutowymi wśród polskich emigrantów. Pierwsza, to taka, żeby operować tylko miejscową walutą. A druga to taka, żeby wszystko przeliczać na złotówki. Ja należę do tej drugiej opcji.
Najradykalniejsi z pierwszej często już nie mają pojęcia co ile kosztuje w Polsce, ani 10 euro / 10 funtów / 10 koron / 10 dolarów itd., to ile to złotych. Czyżby mówiąc innym: ,,nie przeliczajcie na złotówki", chcieli zamaskować swoje trudności z przeliczaniem? Trudno powiedzieć. Faktem jest, że większość osób która mi tak mówiła, to byli fizole. W drugiej grupie oczywiście też tacy są. Tyle tylko, że na dodatek w tej pierwszej grupie nieprzeliczającej to często ludzie żyjący z miesiąca na miesiąc, a nawet z tygodnia na tydzień, co - przy kwotach jakie się zarabia w Europie Zachodniej i Północnej przy nawet najprostszych pracach - jest dla mnie nieprawdopodobne.
W każdym razie w tym wpisie chodzi mi oczywiście przede wszystkim o wirtualne przeliczanie w głowie, a niekoniecznie od razu w kantorze. Rozumiem jak jakiś Polak urodził się za granicą, albo mieszka tam ponad dekadę. Ale nawet wtedy, mimo wszystko.
Dlaczego opłaca się przeliczać? Primo, uświadamiasz sobie ciągle ile tu zarabiasz i ile w Polsce - dobre zwłaszcza przed myślami, aby znów zatrudnić się w Polsce. Secondo, bardziej liczysz się z wydatkami. Terzo, większość z osób nieprzeliczających nie planuje powrotu do Polski, ale przecież nigdy nie wiadomo czy z jakichś powodów ten powrót może jednak nastąpi. Quarto, jesteś w stanie wychwycić lepiej okazje, mając oparcie przelicznikowe w innej walucie. Quinto, kupując polskie produkty jesteś w stanie zorientować się czy nie przepłacasz za bardzo.
Podsumowując: przeliczałem, przeliczam i będę przeliczać na złotówki. I żadne teksty o nieprzeliczaniu mnie od tego nie odciągną. Jednak mam nadzieję, że mój wpis zachęcił kogoś do zastanowienia się, czy może jednak warto przeliczać.
